wtorek, 15 kwietnia 2014

Oświadczam, że jestem szczęśliwy!

Witajcie :)

Mówiąc szczerze, jestem zaskoczony Waszymi reakcjami. Poza wieloma pozytywnymi informacjami, nie tylko na tym blogu, dostałem sporo wiadomości dotyczących troski i wsparcia dla mnie...  Cóż, nie sądziłem, że dla tak wielu w moich tekstach przebija się tak ciężki i smutny [traumatyczny?] obraz...  nie mniej jednak tak jak w tytule:

OŚWIADCZAM, ŻE JESTEM SZCZĘŚLIWY!

A tak już na całkiem serio. Jestem naprawdę wdzięczny wszystkim, za zainteresowanie tym, co się dzieje. Pośród naprawdę wielu przejawów sympatii i "dopingu" - takiego zdrowego - w tworzeniu  tego bloga, zaskoczyło mnie, że tak wiele osób wyczuwa w moich postach tyle negatywnych doświadczeń. Zakładam, że powinienem nieco zmienić optykę moich wpisów, coby nie wprowadzać tyle "czarnowidztwa" we wszystko co mnie otacza. Chciałbym jednak, byście zrozumieli, że mam tendencję do przerysowywania pewnych rzeczy i nie jest to bez przyczyny. Chcę w ten sposób uwydatnić to, co jest nie tak i nie zawsze musi to oznaczać, że dotyczy to spraw, które dzieją się w moim życiu.

Wielu z Was rzeczywiście mogło odnieść wrażenie, że  mam naprawdę ciężko w życiu -  jak każdy, ale nawet jeśli wydaje się Wam, że w  życiu jakie ja prowadzę nie dalibyście sobie z tym wszystkim rady -  macie rację - wydaje Wam się:) Uwierzcie, nie zamieniłbym swojego życia za nic w świecie. Wiele zmian, które zaszły w moim życiu, i z którymi - to chyba dobre określenie -  musiałem się skonfrontować -  stały się dla mnie niesamowitą SZANSĄ i w efekcie są dla mnie -  to chyba też będzie dobre określenie -  BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM. Ale tak to nasze życie jest skonstruowane, że czasami musimy wyjść w nieznane w ciemną noc, by dotrzeć -  znowu chyba właściwe skojarzenie  - do Ziemi Obiecanej.

Powiem szczerze, że zupełnie nie planowałem tego postu, aż do dziś. Dopiero wieczorem, kiedy kąpiąc naszego synka zobaczyłem, jaką radość sprawia mu woda, i gdy zobaczyłem jego roześmiane oczy kiedy bawimy się wspólnie, kiedy tarzamy się po podłodze, gdy młody przechodzi mi z ręki do ręki, kiedy "ląduje" niemal pod sufitem "wyrzucany" w rekach mamy czy taty do góry, wtedy postanowiłem to zrobić. Oczywiście, widziałem te reakcje u mojego dziecka to już 1000 razy [co najmniej], ale dziś na nowo odkryłem wartość tychże niepozornych spraw.

I tak się zastanawiam w czym tkwi szczęście? Nie, nie mam zamiaru odpowiadać na to pytanie. Jednak wiem, że szczęście to nie stan braku kłopotów i problemów, bo wtedy szczęściem byłaby jedynie trumna, ale stan nadziei i spełnienia mimo przeciwności. Wtedy prawdziwym błogosławieństwem staje się czuły policzek żony, która oplata kochającymi ramionami i przytrzymuje, gdy Ty już nie masz siły stać na własnych nogach... Wtedy prawdziwą siłą staje się [na razie] bezzębny uśmiech dziecka, dla którego jesteś całym światem i dla którego wiesz, że nie możesz zawieść. I nigdy nie czułeś większej presji, ale i większej ekscytacji...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz