poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Ja - Iniemamocny ? [cz. I : nie na swoim miejscu]


Być może ktoś z Was oglądał, tą kapitalną komedię rodzinną pt.: INIEMAMOCNI [owszem, niektórym może się zdawać, że to tylko bajeczka dla dzieci]. Historia dotyczy rodziny superbohaterów: pan Iniemamocny w czasach świetności superbohaterów [co się niestety z czasem zmienia] jest dość prominentną personą i do tego żeni się z naprawdę uroczą babeczką o znaczącym imieniu Elastyna. Iniemamocni mają trójkę dzieci, które -  a jakże -  także są super.
Ten sielankowy obraz super rodziny burzy fala protestów społeczeństwa amerykańskiego [a raczej zwykłych obywateli, którzy nie rzadko przez własną głupotę, doznają różnych uszczerbków na zdrowiu, podczas interwencji bohaterów w sytuacjach wymagających nadnaturalnych mocy]. Poszkodowani domagają się rekompensaty, a społeczeństwo usunięcia ludzi "super" ze społeczności lokalnej jako źródło zagrożenia dla zdrowia i życia. W efekcie wszyscy „super” zostają objęci programem, który skutecznie ukrywa ich tożsamość. Żyją oni sobie więc jak gdyby nigdy nic pośród nas… 
Pan Parr, bo tak nazywa się obecnie Iniemamocny pracuje w korporacji, której szczerze nienawidzi i tęskni za dawnymi czasami. Dochodzi nawet do tego, że "po cichaczu" i po godzinach odwala robotę super bohatera, za którą tęskni. Wplątuje się przez to [i oczywiście swoją rodzinę również] w kłopoty, na których oparta jest kanwa filmu.
Dlaczego poświęcam Iniemamocnemu tyle uwagi?  Ponieważ mam wrażenie, że to idealny obraz sytuacji współczesnego mężczyzny, którego próbuje się zaszufladkować.
Pan Parr, mąż i ojciec, pracownik dużej firmy, w której przełożony pomiata nim jak byle kundlem. Zanim Iniemamocny/Pan Parr zbierze się do kupy, by wydusić z siebie sprzeciw, już jest za drzwiami i musi się ostro brać do pracy.  Praca go frustruje. Po prostu czuje, że nie jest na swoim miejscu.
Dlaczego upieram się, że Pan Parr to obraz współczesnego mężczyzny? Bo Iniemamocny czuje, że zagubił coś do czego został stworzony.  Mężczyzna we współczesnym świecie ma być przede wszystkim wydajny, zrobić 300% normy, zebrać wszystkie możliwe nagrody, nie zwracać uwagi na czyjąś niedolę i do tego broń Boże cokolwiek zanegować. No już większej ściemy nie mogło być! Oczywiście, dla sprostowania muszę powiedzieć, że nie wszędzie się z tym spotykam [bo są ludzie i miejsca - także pracy - gdzie liczy się coś więcej niż pieniądz, ale o tym nie w tym poście ;)].
Jak pisał J. Eldredge - moim zdaniem prawdziwy autorytet w kwestii poszukiwania męskości, tej jedynej i prawdziwej - facet potrzebuje czegoś, co jest namacalne. Może to być łopata, lejce…  albo cokolwiek, co pozwoli mu zachować kontakt z naturą. Naturą mężczyzny jest bowiem zdobywanie, odkrywanie, budowanie - czyli przecieranie szlaków, których nikt do tej pory nie przetarł. Żebyście mnie dobrze zrozumieli -  pracuję w korporacji i w odróżnieniu od Pana Parra lubię swoją pracę, jednak gdyby praca miała stanowić jedyne źródło mojej satysfakcji, to proszę zastrzelcie mnie tu na miejscu, bo to nie wszystko,  bo to za mało, rozpaczliwie za mało!
 Pan Parr wie, że coś stracił i nie potrafi niczym tego zastąpić...  Nic nie daje mu takiej dzikiej satysfakcji jak właśnie bycie "super"... Zauważcie, że wszystko dookoła przestaje w konsekwencji mieć znaczenie, żona, dzieci... wszystko w końcu schodzi na dalszy plan... Pan Parr w którymś momencie po prostu to gubi przez narastającą w nim frustrację... Jeszcze gorsze jest to, że obok nas żyją tysiące takich mężczyzn jak Pan Parr. Wiedzą, że coś zgubili, szukają tysiąca rzeczy, które mają ich czymś zająć. Albo odwrotnie, są zbyt zajęci, by zauważyć, ze coś właśnie ich omija.... Znam takiego jednego mężczyznę. Facet ma blisko 50 lat, naprawdę byś go polubił, pomimo, że bywa strasznie skryty, czasami siada i przy piwie popalając swoje ulubione mentolowe papierosy zastanawia się co by było gdyby...? Widać, że tęskni za tym, co kiedyś go pociągało, a co zagłuszył w sobie, by zdobyć to co pewne.
Iluż facetów, uważa, że jedyne w czym są dobrzy to ich praca i to taka, którą dostają z łatwością, bez większego wysiłku? Nie szukają czegoś więcej. Nie wyobrażam sobie takiego życia, wciąż staram się poszukiwać prawdziwej pasji w swoim życiu. Nieustannie poszukuję nowych doświadczeń, które pozwalają mi odkryć momenty, w których naprawdę żyję…
Świat niestety nie sprzyja ani marzeniom, ani tym bardziej realizacji pragnień.  Nie powiem, są one do zrealizowania, ale trzeba się mocno napocić i nawysilać, a przy okazji pilnować, by nie zwiodły nas obietnice spełnienia, ale na skróty. Jest to tym trudniejsze, gdyż atakowani jesteśmy masą taniej papki z TV, która szczelnie wypełnia nasze umysły, karmiąc nas stekiem kłamstw i pojąc wizją ułudy, która nie jest po prostu możliwa do zrealizowania. Świat mówi, że masz być wydajny, przekraczać własne możliwości -  świat mówi, wypruj sobie dla nas żyły, bądź kimś kim nie jesteś, stań się marką, czasem będziesz musiał sprzedać samego siebie, może tylko raz, może "tylko kilka" razy... ale na pewno będziesz wtedy naprawdę super…  Będziesz miał kupę kasy, osiągi i zaszczyty, wszystko jest w zasięgu ręki… a jednak niedostępne -  czy wyczuwasz już tę drwinę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz