niedziela, 4 maja 2014

Ja - Iniemamocny? [Cz. III: Jonasz]

Długo myślałem nad tym wpisem i nie ukrywam, że jest to w jakiś sposób odpowiedź na komentarz, jaki pojawił się w pierwszej części. Zachęcam więc do przeczytania komentarza, a następnie do lektury tego postu.
Dochodzę do wniosku, że być może Pan Parr nie był dobrym przykładem, na "to" co chciałem pokazać i dlatego poszukiwałem dłuuugo  postaci, która byłaby w stanie zobrazować co znaczy, że jesteś nie na swoim miejscu.  I wtedy pojawił się Jonasz. Odkopałem "PROJEKT JONASZ - w poszukiwaniu męskiej siły" wydany nakładem Pure Profit.

Możemy założyć, że odpowiedzieliśmy sobie na pytanie, które postawił sobie Laska - bohater wspomniany przez komentatora - i być może już wiesz...  A  być może mimo, że robisz coś, co sprawia Ci niesamowitą radość,  to jednak czujesz niedosyt. I powiem Ci szczerze, że życzę Ci tego z całego serca. Chciałbym, abyś zawsze mógł odczuwać ten jeden szczególny rodzaj niedosytu... Pragnienia czegoś więcej, niezależnie od miejsca, w którym się znajdziesz. I uwierz, to nie jest zachłanność, to pragnienie życia.

Kiedyś w rozmowie znajomy zwierzył mi się, że grywał kiedyś w zespole muzycznym, ale teraz z żoną przeprowadzili się na wieś do jej rodziców i  musiał muzykowanie zostawić. Ma pracę, którą bardzo lubi, ale brakuje mu muzykowania... Możesz powiedzieć, że pewnie gdyby mieli pieniądze i kupili mieszkanie, mógłby znaleźć pracę w większym mieście i wrócić do muzykowania, ale... kiedy człowiek mówi -  np. że potrzebuje pieniędzy, to czy aby na pewno potrzebuje pieniędzy? Czy może tego, żeby się poukładało, żeby miał poczucie bezpieczeństwa? Czego tak naprawdę chcesz?

Wracając jednak do Jonasza. Jonasz od Niniwy. Może wydawać się dość tragiczną  postacią, nie chcę jednak skupiać się na całej opowieści, ale na jednym z pierwszych zdań z Księgi nazwanej jego imieniem. Jonasz jest Hebrajczykiem, i dostaje polecenie by iść głosić nawrócenie Niniwie, która była stolicą Asyrii, a która - no cóż, nie miała najlepszych stosunków z Izraelem. Każdy normalny człowiek słysząc takie polecenie stwierdziłby, ze poprzewracało mu się w głowie.  Jonasz jednak wstaje i udaje się na statek i  odpływa... tyle tylko, że  do Tarszisz, czyli dokładnie w przeciwnym kierunku. Na morzu jednak rozszalała się burza. Marynarze walczyli z żywiołem, podczas gdy Jonasz w tym czasie spał... w oryginale jest dosłownie  zakopał się w linach. Jonasz schował się pod pokładem zupełnie jak ja mogę zakopać się w swoim  życiu, w tym, co robię, i stwierdzam, że jest mi tam dobrze,  jest ok, bo to co robię naprawdę sprawia mi niesamowitą przyjemność, czuję w tym spełnienie, ale to nadal jest życie pod pokładem. Tam, na zewnątrz, szaleje burza, z którą inni mierzą swoje siły. Ta burza, to niewiadoma jaka wiąże się z zaufaniem Bogu w tym, co Bóg zaplanował dla nas.

Jasne, każdy może powiedzieć, że zadanie jakie Jonasz dostał od Boga mogło przerazić każdego, ale i czy z naszymi marzeniami i pragnieniami nie jest podobnie?  Zawsze jest w nich nutka przestrachu, że nie uda nam się ich zrealizować, gdyż są...  zbyt wielkie? Tak, marzenia, jakie ukryte są w naszych sercach są OSZAŁAMIAJĄCE. Przerastają nas, podobnie jak plany Boga wobec nas. I one właśnie takie są. Właśnie po to by przypomnieć nam, że nie jesteśmy sami z tymi pragnieniami, że Bóg chce zrealizować Z   NAMI te pragnienia.

Jeśli właśnie mierzysz się ze swoją burzą, gorąco trzymam kciuki i modlę się, by Ci się powiodło... właśnie rozpoczęła się największa przygoda Twojego życia! Jeśli jednak czujesz, że nadal jesteś pod pokładem, szukaj sposobu by wyjść spośród swoich lin i... staw czoła burzy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz